Informacje

avatar

Autochton
z miasta Kraków
5727.71 km wszystkie kilometry
629.91 km (11.00%) w terenie
14d 07h 01m czas na rowerze
16.14 km/h avg

Szukaj



baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi


Welcome to Lebanon

Moje rowery


Archiwum

Skrzyczne - nie ma róży bez kolców

Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano:04.04.2010 | linkuj | komentarze(9)
Kategoria Śląskie
  d a n e  w y j a z d u
35.76 km
29.00 km teren
03:21 h
10.67 km/h
0.00 vmax
m <
Zeszłotygodniowy wyjazd na Halę Boraczą z Maciejem synem Kazimierza oraz moja wieczorna przejażdżka na Skrzyczne dnia następnego, pobudziły apetyt mój i dwóch innych nieszczęśników na rundkę Radziechowy – Skrzyczne – Radziechowy. Wraz z bratem Tomkiem oraz Maciejem synem Kazimierza umówiliśmy się na Wielką Sobotę, aby przebyć tradycyjną już dla nas trasę.

Umówiliśmy się około godziny 10 rano na zboczu Kopy pomiędzy Radziechowami i Twardorzeczką. Stąd też zobaczyliśmy jeden z głównych celów naszej wycieczki, czyli szcyt Skrzycznego.

Cel wycieczki - Skrzyczne widziane z Radziechów © autochton

Mimo sprzyjającej pogody pech towarzyszył nam od początku. Wpierw Tomek zauważył, że w tylnym kole brakuje mu nieco powietrza, a następnie u w moim rowerze zdiagnozowano flakę. Tym oto sposobem pierwszy pit stop zaliczyliśmy w Ostrem, był też czas na przejrzenie podstawowego wyposażenia rowerzysty :)

Pit stop w Ostrem - podstawowe wyposażenie rowerzysty © autochton

Nie był to jednak koniec przygód warsztatowych, po dotarciu do końca asfaltu okazało się, że wentyl w kole Tomka jest uszkodzony i niezbędna jest wymiana dętki. Zapasowej nie było więc należało skleić starą dętkę Macieja syna Kazimierza, którą to niechybnie ubił w Węgierskiej Górce tydzień temu.

W drodze na Skrzyczne © autochton

Jakimś cudem udało się nam w końcu ruszyć i powolnym świątecznym tempem zdążaliśmy na szczyt Skrzycznego. Nieco wcześniej napotkaliśmy jednego rowerzystę udającego się w tym samym kierunku, z racji naszych serwisowych postojów nie udało się nam go już spotkać.

Po drodze deliberowaliśmy na różne tematy podziwiając piękno natury.

Autochton i Maciej syn Kazimierza nieopodal szczytu (fot. Tomek) © autochton

Z racji tego, że 2/3 wycieczki poruszała się na w pełni amortyzowanych rowerach jechaliśmy dość paradnym tempem, ale z drugiej strony nikt chęci i sił na wyścigi nie miał.

W porównaniu do ostatniej niedzieli śniegu na podjeździe było znacznie mniej i nie przeszkadzał, aż tak bardzo.

Tuż przed szczytem Skrzycznego © autochton

Na samej końcówce, gdzie bez względu na porę roku rower i tak trzeba wyprowadzić, pojawiło się wreszcie na horyzoncie schronisko.

Uzupełniliśmy kalorie przy pomocy zestawu Snikers, Prince Polo oraz trzy kanapki ze smalcem, koszt całkowity to 14 złotych. Tomek stwierdził, że za tą kwotę to zje obiad w Krakowie na mieście i to całkiem przyzwoity. Niestety zgadzam się...

Schronisko i antena przekaźnika © autochton

Dalej ruszyliśmy na Małe Skrzyczne i w kierunku Malinowskiej Skały. Po drodze jest sporo zjazdów na czym szczególnie nam zależało.

Kierunek Małe Skrzyczne © autochton

Nie brakuje jednak miejsc gdzie ze względu na wciąż zalegający śnieg rower należało podprowadzić. Najczęściej jednak były to miejsca gdzie nawet latem rower trzeba wręcz nosić na plecach. Jednym z nich jest podejście na Malinowską Skałę i dalej na Zielony kopiec.

Malinowska Skała (fot. Tomek) © autochton

Przy zjeździe z Malinowskiej, między drzewami Maciej syn Kazimierza urwał łańcuch, co kosztowało nas kolejne 20 minut śrubkowania, ale udało się dość do porozumienia z materią i ruszyć dalej.

Tomek i Maciej syn Kazimierza wchodzą na Zielony Kopiec © autochton

Z Zielonego Kopca rozciągały się chyba jedne z ciekawszych widoków, stąd też nieco dłuższy postój i mała sesja fotograficzna.

Autochton na Zielonym Kopcu (fot. Tomek) © autochton


Tomek na tle Skrzycznego © autochton

Następnie ruszyliśmy na Magurkę Wiślańską, potem Magurkę Radziechowską. Po drodze nie brakowało kryzysów energetycznych, ale powolutku parliśmy na przód. Zaliczyliśmy jeszcze jedną wspinaczkę i przepychanie rowerów przez pościnane gałęzie, którymi był pokryty szlak.

Widok na Baranią Górę okolice Magurki Radziechowskiej (fot. Tomek) © autochton


Mniej więcej od Magurki Radziechowskiej sytuacja była już niemal idealna, z racji niewystępowania w tych terenach drzew śnieg pojawiał się sporadycznie i można było rozpędzać maszyny do woli. Wcześniej szybkich tras oczywiście też nie brakowało.

Hala Radziechowska © autochton

Po przebrnięciu krótkiego fragmentu przykrytej śniegiem drogi u wylotu Hali Radziechowskiej ominęliśmy kilka bajorek, które występują tu bez względu na pogodę.

W drodze do Radziechów niebieskim szlakiem © autochton

Niebieski szlak z Hali Radziechowskiej należy też do jednych chyba z najciekawszych tras zjazdowych, którymi się poruszałem, niektóre fragmenty niestety są zaśmiecone gałęziami i ściętymi drzewami. Tak czy owak dotarliśmy wreszcie na Matyskę, z której to wystarczyły 3 minuty, aby znaleźć się w domu na świątecznej kolacji.

Tomek i Maciej syn Kazimierza na Matysce © autochton

Golgota Beskidów przypominała o Świętach Wielkanocnych.

Złożenie Chrystusa do grobu © autochton

Rowery nieco odpoczęły, oczy rozejrzały się wokół i ruszyliśmy do domostw. Jakby pecha było mało w dniu wycieczki, w drodze powrotnej Maciej syn Kazimierza zaliczył glebę przy zjeździe na przełaj, robiąc z koła ósemkę. Wszyscy jednak przeżyli i cało dotarli do domu.

Teraz już tylko do domu i kolacja © autochton


Podsumowując. Wyjazd na Skrzyczne nie stanowi większej przeszkody, na dalszych szlakach śnieg jednak skutecznie spowalnia, ale nie odbiera to wcale frajdy z jazdy, której jest nie mało. Trzeba się jednak liczyć z lekkim wydłużeniem wycieczki. Trasa którą można zrobić spokojnym tempem w granicach 4 do 5 godzin zrobiliśmy nieco dłużej lądując w domu po godzinie 19 :) (przypominam, że start był o 10 rano). Najwięcej czasu zabrało nam jednak likwidowanie usterek. Trasa grzechu warta, zwłaszcza, że na szlaku mało piechurów, dużo błota i mnóstwo kamienistych ścieżek po których można pędzić i pędzić, aż do wywrotki.



Trasa poglądowa wyrysowana w gpsies.com


komentarze
Dynio
| 21:40 sobota, 1 maja 2010 | linkuj Pięknie !!!
mamba | 21:24 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj Świetna wycieczka.
Autochton
| 19:46 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj kazik - Błotko po drodze ze Skrzycznego to najlepsza zabawa, ale tylko w ciepłe dni :] Po tej wpadce pewnie woń pierwiosnków od Ciebie nie biła ;P

feels3 - Widoczność była rewelacyjna, Tatry jak na dłoni, niestety na zdjęciach trudno było to uchwycić. Śnieg znika i to szybko, na upartego można śmiało jeździć, zmontowana ekipa uparta bywa :]

sebol - Ja zazwyczaj zaliczam te górki, które mam w ogródku. Ze Szczyrku raz tylko szedłem i rowerem raczej nie chciałbym się tam pchać :] Trasa, którą jechaliśmy jest bardzo przyjemna i można ją w miarę sprawnie przejechać. Wszystkie przypadki losowe, niedogodności w postaci śniegu, a przede wszystkim świąteczny nastrój złożyły się na średnią :]

niradhara - Dziękuję. Postanowiłem troszkę więcej zdjęć wrzucać z ciekawszych wypadów. Ten akurat zasłużył na rekordową ilość ;)
niradhara
| 19:23 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj Cudowna wycieczka, relacja i fotki :)
sebol
| 19:16 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj o mata..ja już na Skrzyczne wyjeżdżałem i powiedziałem ze juz tam nie jade(3 lata temu:p)...tylko ja od strony Szczyrku wyjeżdżałem..ale może w tym roku tam powalcze i pojade tam tylko z innej stroną, bo tą drogą co ja wyjeżdżałem to były ściany nie do wyjechania..nie znam terenów dobrze gdzie mi sie skreci tam jadę:) świetne widoczki...a po średniej widać łatwo nie było..( w tym roku planował bym coś pokombinować żeby wyskoczyc na Babią górę, Zwardoń, Żywiec,Isteba..pogadam z Wojetkiem cos wymyśli..bo Przegibek, Żar Szyndzielnię juz pare razy zaliczyłem i Samopol

pozdro
feels3
| 19:06 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj Super wypad. Jak teraz śniegu jest już końcówka to pewnie to kwestia kilku tygodni i będzie już jego tylko śladowa ilość.
Widoki, mimo iż znam to na zdjęcia napatrzeć się nie mogę :)
Pogoda w weekend też trzeba przyznać dopisała idelalna jak na tą porę roku.
kazik | 18:11 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj te bajorka o których piszesz rzeczywiście są tam bez względu na porę roku. W zeszłym sezonie, w środku lata chcąc cwaniacko przebrnąć obok nich z niemałą prędkością, zahaczyłem nogą o korzeń lodując razem z rowerem w jednym z bajorek. Przyznam że było to mało przyjemne :)
Kajman
| 18:00 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj Ups, mnóstwo śniegu, gratulacje:)))
Wesołych świąt:)))
vanhelsing
| 13:56 niedziela, 4 kwietnia 2010 | linkuj Fana relacja, bardzo ciekawie opisana :D Przygód widzę mieliście sporo, no ale będzie co wspominać :P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ktakj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Autochton.bikestats.pl