Informacje

avatar

Autochton
z miasta Kraków
5727.71 km wszystkie kilometry
629.91 km (11.00%) w terenie
14d 07h 01m czas na rowerze
16.14 km/h avg

Szukaj



baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi


Welcome to Lebanon

Moje rowery


Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:46.76 km (w terenie 39.00 km; 83.40%)
Czas w ruchu:04:25
Średnia prędkość:10.59 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:15.59 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Kopa i okolice

Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano:04.04.2010 | linkuj | komentarze(7)
Kategoria Śląskie
  d a n e  w y j a z d u
6.00 km
6.00 km teren
00:34 h
10.59 km/h
0.00 vmax
m <
Dziś w ramach rekreacji i wyłącznie z czystej przyzwoitości, wyskoczyliśmy z bratem pokręcić się na Kopie i okolicznych polach. Trochę jazdy po trasach motocyklistów, wizyta w kamieniołomie. Wszystkiemu temu towarzyszył silny wiatr , który był w stanie chwilami zatrzymać rozpędzonego człowieka w miejscu.

Objeżdżanie ścieżek na Kopie © autochton


Radziechowskie klimaty © autochton

Skrzyczne - nie ma róży bez kolców

Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano:04.04.2010 | linkuj | komentarze(9)
Kategoria Śląskie
  d a n e  w y j a z d u
35.76 km
29.00 km teren
03:21 h
10.67 km/h
0.00 vmax
m <
Zeszłotygodniowy wyjazd na Halę Boraczą z Maciejem synem Kazimierza oraz moja wieczorna przejażdżka na Skrzyczne dnia następnego, pobudziły apetyt mój i dwóch innych nieszczęśników na rundkę Radziechowy – Skrzyczne – Radziechowy. Wraz z bratem Tomkiem oraz Maciejem synem Kazimierza umówiliśmy się na Wielką Sobotę, aby przebyć tradycyjną już dla nas trasę.

Umówiliśmy się około godziny 10 rano na zboczu Kopy pomiędzy Radziechowami i Twardorzeczką. Stąd też zobaczyliśmy jeden z głównych celów naszej wycieczki, czyli szcyt Skrzycznego.

Cel wycieczki - Skrzyczne widziane z Radziechów © autochton

Mimo sprzyjającej pogody pech towarzyszył nam od początku. Wpierw Tomek zauważył, że w tylnym kole brakuje mu nieco powietrza, a następnie u w moim rowerze zdiagnozowano flakę. Tym oto sposobem pierwszy pit stop zaliczyliśmy w Ostrem, był też czas na przejrzenie podstawowego wyposażenia rowerzysty :)

Pit stop w Ostrem - podstawowe wyposażenie rowerzysty © autochton

Nie był to jednak koniec przygód warsztatowych, po dotarciu do końca asfaltu okazało się, że wentyl w kole Tomka jest uszkodzony i niezbędna jest wymiana dętki. Zapasowej nie było więc należało skleić starą dętkę Macieja syna Kazimierza, którą to niechybnie ubił w Węgierskiej Górce tydzień temu.

W drodze na Skrzyczne © autochton

Jakimś cudem udało się nam w końcu ruszyć i powolnym świątecznym tempem zdążaliśmy na szczyt Skrzycznego. Nieco wcześniej napotkaliśmy jednego rowerzystę udającego się w tym samym kierunku, z racji naszych serwisowych postojów nie udało się nam go już spotkać.

Po drodze deliberowaliśmy na różne tematy podziwiając piękno natury.

Autochton i Maciej syn Kazimierza nieopodal szczytu (fot. Tomek) © autochton

Z racji tego, że 2/3 wycieczki poruszała się na w pełni amortyzowanych rowerach jechaliśmy dość paradnym tempem, ale z drugiej strony nikt chęci i sił na wyścigi nie miał.

W porównaniu do ostatniej niedzieli śniegu na podjeździe było znacznie mniej i nie przeszkadzał, aż tak bardzo.

Tuż przed szczytem Skrzycznego © autochton

Na samej końcówce, gdzie bez względu na porę roku rower i tak trzeba wyprowadzić, pojawiło się wreszcie na horyzoncie schronisko.

Uzupełniliśmy kalorie przy pomocy zestawu Snikers, Prince Polo oraz trzy kanapki ze smalcem, koszt całkowity to 14 złotych. Tomek stwierdził, że za tą kwotę to zje obiad w Krakowie na mieście i to całkiem przyzwoity. Niestety zgadzam się...

Schronisko i antena przekaźnika © autochton

Dalej ruszyliśmy na Małe Skrzyczne i w kierunku Malinowskiej Skały. Po drodze jest sporo zjazdów na czym szczególnie nam zależało.

Kierunek Małe Skrzyczne © autochton

Nie brakuje jednak miejsc gdzie ze względu na wciąż zalegający śnieg rower należało podprowadzić. Najczęściej jednak były to miejsca gdzie nawet latem rower trzeba wręcz nosić na plecach. Jednym z nich jest podejście na Malinowską Skałę i dalej na Zielony kopiec.

Malinowska Skała (fot. Tomek) © autochton

Przy zjeździe z Malinowskiej, między drzewami Maciej syn Kazimierza urwał łańcuch, co kosztowało nas kolejne 20 minut śrubkowania, ale udało się dość do porozumienia z materią i ruszyć dalej.

Tomek i Maciej syn Kazimierza wchodzą na Zielony Kopiec © autochton

Z Zielonego Kopca rozciągały się chyba jedne z ciekawszych widoków, stąd też nieco dłuższy postój i mała sesja fotograficzna.

Autochton na Zielonym Kopcu (fot. Tomek) © autochton


Tomek na tle Skrzycznego © autochton

Następnie ruszyliśmy na Magurkę Wiślańską, potem Magurkę Radziechowską. Po drodze nie brakowało kryzysów energetycznych, ale powolutku parliśmy na przód. Zaliczyliśmy jeszcze jedną wspinaczkę i przepychanie rowerów przez pościnane gałęzie, którymi był pokryty szlak.

Widok na Baranią Górę okolice Magurki Radziechowskiej (fot. Tomek) © autochton


Mniej więcej od Magurki Radziechowskiej sytuacja była już niemal idealna, z racji niewystępowania w tych terenach drzew śnieg pojawiał się sporadycznie i można było rozpędzać maszyny do woli. Wcześniej szybkich tras oczywiście też nie brakowało.

Hala Radziechowska © autochton

Po przebrnięciu krótkiego fragmentu przykrytej śniegiem drogi u wylotu Hali Radziechowskiej ominęliśmy kilka bajorek, które występują tu bez względu na pogodę.

W drodze do Radziechów niebieskim szlakiem © autochton

Niebieski szlak z Hali Radziechowskiej należy też do jednych chyba z najciekawszych tras zjazdowych, którymi się poruszałem, niektóre fragmenty niestety są zaśmiecone gałęziami i ściętymi drzewami. Tak czy owak dotarliśmy wreszcie na Matyskę, z której to wystarczyły 3 minuty, aby znaleźć się w domu na świątecznej kolacji.

Tomek i Maciej syn Kazimierza na Matysce © autochton

Golgota Beskidów przypominała o Świętach Wielkanocnych.

Złożenie Chrystusa do grobu © autochton

Rowery nieco odpoczęły, oczy rozejrzały się wokół i ruszyliśmy do domostw. Jakby pecha było mało w dniu wycieczki, w drodze powrotnej Maciej syn Kazimierza zaliczył glebę przy zjeździe na przełaj, robiąc z koła ósemkę. Wszyscy jednak przeżyli i cało dotarli do domu.

Teraz już tylko do domu i kolacja © autochton


Podsumowując. Wyjazd na Skrzyczne nie stanowi większej przeszkody, na dalszych szlakach śnieg jednak skutecznie spowalnia, ale nie odbiera to wcale frajdy z jazdy, której jest nie mało. Trzeba się jednak liczyć z lekkim wydłużeniem wycieczki. Trasa którą można zrobić spokojnym tempem w granicach 4 do 5 godzin zrobiliśmy nieco dłużej lądując w domu po godzinie 19 :) (przypominam, że start był o 10 rano). Najwięcej czasu zabrało nam jednak likwidowanie usterek. Trasa grzechu warta, zwłaszcza, że na szlaku mało piechurów, dużo błota i mnóstwo kamienistych ścieżek po których można pędzić i pędzić, aż do wywrotki.



Trasa poglądowa wyrysowana w gpsies.com

Kopiec

Piątek, 2 kwietnia 2010 | dodano:02.04.2010 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria Śląskie
  d a n e  w y j a z d u
5.00 km
4.00 km teren
00:30 h
10.00 km/h
0.00 vmax
m <
Dziś ze względu na nieciekawą pogodę zaliczyłem wraz z bratem jedynie małą rundkę po okolicy. Wytargaliśmy rowery na nieopodal położoną górkę zwaną kopcem i zjechaliśmy przez las na Kopę, a następnie przez zabłocone pola do domu. Po południu nieco się rozjaśniło, ale po całym dniu zakupów chęci do jazdy zabrakło.

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Autochton.bikestats.pl